Kolka u niemowlęcia – moja historia z życia wzięta

Kolka – koszmar dzieciństwa, który na szczęście ominął moją Natalkę. Opowieści o tym jak to jest z kolką znałam tylko od koleżanki. Jej Piotruś męczył się kilka miesięcy z bolącym brzuszkiem. Co tam u nich się nie działo!

Zaczynało się zazwyczaj popołudniu, po karmieniu. Najpierw Piotruś się wiercił, brzuszek robił mu się napięty, zaczynał płakać. Potem dosłownie krzyczał.

Kiedy pierwszy raz tam przyjechałam (zadzwoniła do mnie z bezradności), zobaczyłam istny dom wariatów. Jarek (jej mąż) był mocno przestraszony i zestresowany. Ona nerwowo chodziła po pokoju, sama płakała, a dziecko – pewnie wyczuwając jej zdenerwowanie – krzyczało jeszcze głośnej. Bała się go dotknąć, łzy płynęły jej po twarzy – po prostu nie mogła znieść tego, że maluszek tak cierpi. A było widać, że bolało go mocno. Przyciskał nóżki do brzucha, przewracał się, wiercił, wyprężał ciałko. Patrzyłam ze smutkiem jak walczy z bólem i w duchu dziękowałam, że moją Natalkę to ominęło.

Nikt mnie nie uczył jak radzić sobie z kolką, ale instynktownie wiedziałam, że trzeba uspokoić i sytuację, i dziecko. Przytuliłam je, a dorosłych wysłałam na dół, żeby mogli się zrelaksować. Pomasowałam brzuszek, przyłożyłam termofor. Troszkę pomogło i maluch przestał tak rozdzierająco płakać. Gdy moja koleżanka i jej mąż wrócili na górę mogłam im dać nieco spokojniejszego maluszka na ręce.

Takie sytuacje powtarzały się regularnie. Zdarzało się, że kolka trzymała dziecko nawet kilka dni, co dla dorosłych było trudne do zniesienia. Nikt przecież nie chce by jego synek tak cierpiał i patrzenie na ten ból jest po prostu przykre. Niby wiadomo że nie dzieje się nic złego, to jednak serce aż się kraje i trudno opanować emocje. To dni, kiedy cały czas żyje się w napięciu i stresie.

Doświadczanie od mojej bliskiej koleżanki przydało mi się kilka lat później gdy urodziłam Ninę. Ech, ona to dopiero miała kolki… Zdarzało się, że całe popołudnia i wieczory poświęcałam na to, żeby ulżyć jej trochę w bólu.

Najgorsza była ta bezsilność, kiedy dziecko walczyło z bólem, wyprężało się, płakało, prosiło mnie wzrokiem o pomoc, a ja? Ja nic nie mogłam dla niego zrobić. Teraz już wiedziałam więcej i starałam się uspokajać małą, tuląc ją do siebie, gdy zanosiła się płaczem. A płakała tak, że i ja chciałam krzyczeć. Zdarzało się, że nie mogłam jej w ogóle ukołysać! Nie pomagały ciepłe kompresy na brzuch. Lepiej sprawdzał się delikatny masaż.

Wielokrotnie myślałam sobie, że to niesprawiedliwe, by maleństwa doświadczały aż takiego bólu. Mój mąż też miał łzy w oczach. Często płakałam wieczorem gdy mała poszła wreszcie spać, wiedząc, że to wszystko powtórzy się jutro i znów będę musiała na to patrzeć. I znów nie będę w stanie jej pomóc…

Czułam się zmęczona. Emocje, które się we mnie gotowały, musiały znaleźć swoje ujście. To było bardzo wyczerpujące – najpierw poranna sielanka, spokój i uśmiechnięty bobas, a potem w dosłownie kilka chwil atak płaczu, trwający do nocy. Chodziłam zmęczona, niewyspana i zestresowana. Czułam, że nerwy mam napięte do ostatnich granic. I ta bezsilność, z którą nie umiałam sobie poradzić…

Po kilku ciężkich popołudniach zaczęłam szukać informacji o kolce. Może my – rodzice – robimy coś źle? Może jest jakaś prosta metoda na kolkę niemowlęcą? Okazało się, że nie do końca wiadomo co jest jej przyczyną. Wszyscy zgadzali się, że to zwykły skurcz jelit, ale skąd się bierze? To już trudniej było ustalić.

Poznałam kilka teorii, z których najbardziej przekonująca była chyba ta o niedojrzałym układzie pokarmowym. Przychodząc na świat dziecko miało oczywiście wykształcone wszystkie niezbędne narządy, ale nie funkcjonowały one tak jak funkcjonują u dorosłego człowieka. Problemem była laktoza i niektóre białka mleka, z trawieniem których część dzieci ma problemy. Po prostu potrzeba czasu, by malutki organizm nauczył się jak sobie z nimi radzić.

Aż byłam zaskoczona – jak mleko matki może być czymś co powoduje taki ból i wzdęcia? Okazało się, że winna może być moja dieta. To co zjadam, trafia pośrednio do piersi. Im więcej było tam np. warzyw strączkowych (które mają działanie wzdymające), tym bardziej moja Nina cierpiała. Dlatego odstawiłam nabiał (ten na krowim mleku) i większość potraw zawierających produkty powodujące wzdęcia.

Pilnowałam też by dziecko jadło w spokoju, w ciszy i miało czas na zaspokojenie głodu. Puszczałam muzykę relaksacyjną i sama starałam się też wyciszyć. Podobno matczyny stres nie wpływa dobrze na kolki – dziecko się denerwuje i je łapczywie, łykając przy tym dużo powietrza. Efekty?

Moja sąsiadka karmiła mlekiem modyfikowanym. Lekarz wyjaśnił jej, że w przypadku kiedy dziecko karmione jest mlekiem modyfikowanym należy sprawdzić czy używana mieszanka jest na pewno odpowiednia, ponieważ może okazać się, że jej zmiana zminimalizuje lub nawet zlikwiduje problem. Polecił jej zastosowanie mieszanki typu Comfort (częściowo hydrolizowane białka), która jest przeznaczona do karmienia niemowląt i jest  bardzo dobrze przyswajalna. W produktach tych używane są zhydrolizowane białka, z których trawieniem bez problemu poradzi sobie nawet bardzo wrażliwe niemowlę, zawierają także mniej laktozy w stosunku do standardowych mieszanek. Problem gromadzących się gazów znika lub redukuje się w znacznym stopniu. Poprawa po podaniu tych preparatów przy niektórych markach zauważalna jest nawet w ciągu doby od rozpoczęcia jego podawania.

Kolka na szczęście minęła u nas szybko – po 2 miesiącach już mogliśmy o niej zapomnieć. Ale to, co przeżyłam przez ten czas… to tylko matka dziecka z kolką potrafi zrozumieć!

 

A Ty jak poradziłaś sobie z kolką u swojego dziecka?

Kolka u niemowlęcia – moja historia z życia wzięta
5 (100%) 5 głosów

Udostępnij:

3 comments

  1. Moja córeczka skończyła 6 miesięcy. Dbałam o dietę Ale chyba aż zaradzo bo znikam w oczach piłam dużo wody a tu po 3 tygodnikach wystąpił płacz dziecka noce nieprzespane nic nie pomagało. Aż odstawiłam produkty z zawartością laktozy. Poza tym podawałam jej codziennie kropelki które rozbijały laktozę w pokarmie mamy nazywały się delicol uratowało nam to życie .

  2. Prawie że wszystkim mogę się zgodzić. Tylko z jednym nie!!! Pokarm matki nie powstaje z treści jej żołądka a z krwi. Jedzenie kapusty czy fasoli nie powoduje wzdec u dziecka. Wszystkie te wzdymajace rzeczy zostają u matki do pokarmu z krwi przenikają substancje odżywcze cukry białka i tłuszcze.

  3. Ja uważam, że jedynym lekarstwem jest czas. Przerabialiśmy to przez 6 miesięcy. Przez ten czas poznałam wszystkie leki dostępne w aptekach te na receptę i te bez recepty. Także cierpliwości życzę.

Skomentuj Emma Anuluj pisanie odpowiedzi

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.