Historia Moniki.
Kim jestem? Sama się zastanawiam. Patrzę na śpiącą Hanię. Patrzę na kupę papierów na biurku i otwartego laptopa. I mam mnóstwo wątpliwości.
Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie cieszyłam się. Nie skakałam pod sufit z radości i nie wrzucałam na Fejsa zdjęć z USG. Możecie mnie uznać za nieodpowiedzialną, ale Hania nie była planowana. Pojawiła się w momencie, w którym pracowałam nad wieloletnim projektem promocyjnym. TO było moje ukochane dziecko. Wychuchane, wypracowane i wreszcie wdrożone do realizacji. Zgoda. Finansowanie zapewnione. Awans i pochwała od szefa. Moja kariera pędziła jak po autostradzie.
I wtedy zaczęły się poranne dolegliwości żołądkowe. Bagatelizowałam je.
– Coś mi zaszkodziło, to stres – tłumaczyłam sobie.
A potem były dwie kreski i cała noc przepłakana w łazience. Moje ułożone, zaplanowane życie właśnie legło w gruzach. Mąż w delegacji, nawet nie miałam z kim pogadać. Zadzwoniłam do koleżanki, która zupełnie nie rozumiała moich rozterek.
– Kochana – piała z zachwytu do telefonu – to przecież cudowne! W końcu wasza rodzina będzie pełna! Zobaczysz jak to fajnie mieć maluszka, karmić piersią. Będzie cudownie, nie martw się!
Jasne. Tylko jakoś nie widziałam się z tą piersią na spotkaniach z kontrahentami i negocjowaniu wielomilionowych kontraktów.
Ciążę utrzymywałam w tajemnicy tak długo jak się tylko dało. Pracowałam tak jak dawniej, zostawałam po godzinach. Załatwiałam sprawy związane z moim projektem. W firmie czułam się na właściwym miejscu. Myśl o kupowaniu wyprawki i zmienianiu pieluch napawała mnie przerażeniem. Jak ja sobie poradzę, przecież ja nie umiem! Znajomi pocieszali, że każda kobieta ma macierzyństwo we krwi. Ja jednak zupełnie go nie czułam.
Gdy ciąża zaczęła być widoczna odbyłam rozmowę z szefem. Przyjął to nawet z wyrozumiałością, chociaż napomknął, że to nie jest najlepszy moment na przerwę w pracy. Obiecałam, że wrócę tak szybko jak to będzie możliwe. Pokiwał głową, ale nie wydawał się być przekonany.
Laptop i telefon towarzyszyły mi prawie aż na salę porodową. Do obowiązków wróciłam dwa dni po urodzeniu dziecka. Jedną ręką karmiłam, drugą odpisywałam na maile. Obiecałam sobie, że nie zawalę kariery z powodu dziecka. I nawet jakoś się to udawało, chociaż chodziłam jak pijana. Chroniczne niewyspanie zdecydowanie mi nie służyło. Znajomi namawiali mnie by odpuścić na jakiś czas projekt, ale ja nie chciałam. Ten projekt – to on był moim wymarzonym i ukochanym dzieckiem. Miałam go zostawić komuś innemu? Pracowałam zdalnie z domu gdy mała spała.
To nie jest tak, że nie kochałam Hani. Moja córeczka była słodziutka. Taka bezbronna. Taka śliczna. Ufna, ciepła, delikatna. Wiedziałam, że muszę ją chronić. Ale tak samo kochałam karierę i to co ona mi oferowała. Poczucie wartości, pieniądze, sukcesy, bycie kimś. Nie potrafiłam zrezygnować z jednego na rzecz drugiego. Chciałam mieć je obie.
Do pracy na pełny etat wróciłam zaraz po urlopie macierzyńskim. Mała została z nianią, która zapewniała jej opiekę przez cały dzień.
Jednak wiele się zmieniło. Atmosfera w moim zespole uległa zmianie. Dziewczyny, z którymi świetnie się rozumiałam teraz zaczęły ode mnie stronić. Skończyły się wspólne pogaduchy. Komunikowałyśmy się ze sobą formalnie i tylko o sprawach zawodowych. Nie wiedziałam o co chodzi, do czasu, aż kiedyś w toalecie przypadkowo usłyszałam ich rozmowę:
– Jak ona mogła zostawić takie małe dziecko z nianią? Przecież to teraz kształtuje się więź między matką i maluszkiem. Taka na całe życie! Ona krzywdzi swoją córkę. Zostawić ją z obcą kobietą…
– Ja też tego nie rozumiem. Jak byłam w ciąży z Tomkiem to nie pracowałam od piątego miesiąca, a potem wzięłam cały wychowawczy! A ona od razu po macierzyńskim do pracy… Co z niej za matka!
– A przecież pracowała też wcześniej! Mam wrażenie że urodziła w biegu między jednym spotkaniem a drugim.
– Obca kobieta zobaczy pierwszy ząbek i usłyszy „mama”… Która prawdziwa matka by z tego zrezygnowała? Ja bym się na to nie zdecydowała, chociaż nie wiem ile by mi płacili. Myślicie że poleciała na kasę?
Nie miałam wątpliwości o kim mowa. Pierwszy raz popłynęły mi łzy i poczułam się podle. Wzięłam wolne na resztę dnia, pojechałam do domu. Siedzę teraz i patrzę na Hanię i na laptopa i nie wiem co mam robić? Czy to że postawiłam na karierę czyni mnie gorszą mamą? Czy naprawdę krzywdzę moją córkę? Czy nie mam prawa realizować swoich marzeń i pasji? Czy mój świat ma się zamknąć do soczków, wysypek i kupek? Nie chcę!
Dlatego pytam Ciebie. Przyznaje się otwarcie, że postawiłam na karierę ale czy to czyni mnie gorszą mamą?
Witaj, normalnie nie komentuję, ale w Tobie jest jakaś siła…. ja nie mam dzieci, chociaż je uwielbiam, kariery też nie, chociaż mogłam, ale z własnej głupoty to zawaliłam i wstyd mi i mam o to do siebie żal. Uważam, że super łączysz swoje obowiązki rodzicielskie i pasję w pracy … to duże szczęście .. kochać to co się robi i jeszcze pozwala normalnie funkcjonować … Przykre, że koleżanki tak o Tobie myślą, ale Jak napisała Malina to Twoje życie, a córka pójdzie w Twoje ślady, zobaczy spełnioną i szczęśliwą kobietę i wyrośnie na Taką samą… ambitną, szczęśliwą i dążącą do celu… a Ty pewnie gdybyś zrezygnowała z obowiązków na rzecz małej pewnie miałabyś o to do siebie żal .. i zastanawiała się co by było gdybyś jednak wróciła do pracy … nie słuchaj koleżanek… Życzę dużo sukcesów macierzyńskich i zawodowych
Ciekawe spojrzenie na ten temat 🙂
Nikt nie ma prawa Cię oceniać. To Twoje życie, a dla córki będziesz zawsze jej ukochaną mamą.