Ten, kto przyzwyczaił się do Jamesa Bonda w roli twardziela, którego nikt nie był w stanie złamać, będzie musiał zmienić zdanie. „Jeszcze nie czas umierać” pokazuje drugą twarz agenta 007.
Kiedy wybierałam się z koleżankami do kina, oczekiwałam tego co zwykle: szybkich pościgów, niebezpiecznych sytuacji, męskiego uroku i dżentelmena w każdym calu. Już początek filmu mnie zaskoczył.
Boski James, grany kolejny raz przez Daniela Craiga, jest już na „emeryturze”. Pożegnał się z Londynem, odebrano mu licencję na zabijanie, więc wypoczywa. Oczywiście nie sam, lecz z piękną Madeleine, z którą łączy go miłość. Zakochani nie marnują czasu, spędzają go razem, na spacerach i… w łóżku. Sielanka trwałaby w nieskończoność, ale bystre oko agenta specjalnego dostrzega drobne nieścisłości w tym co dzieje się wokół niego. Wątpliwości postawią go przed jednym z najtrudniejszych wyborów. Czy zdecyduje się na miłość? Czy będzie umiał bezgranicznie zaufać, po tylu latach ostrożnego oglądania się za siebie?
Sytuacja dodatkowo się komplikuje, gdy Jamesa odwiedza dawny znajomy z CIA, Felix Leiter, z prośbą o przysługę. Agent 007 postanawia mu pomóc i znów wkracza do akcji. Kolejny raz będzie się musiał zmierzyć ze złymi siłami, które chcą zniszczyć świat. Kolejny raz widzowie z fascynacją mogą śledzić brawurowe pościgi, eksplozje, strzelaniny okraszone dynamicznymi ujęciami. I spokój Jamesa, który – z pomocą gadżetów z MI6 – świetnie sobie radzi z atakującymi go zbirami.
Zaskoczeniem było dla mnie zakończenie, ale nie zdradzę szczegółów. Wątek miłosny z pierwszej części filmu powraca, po raz kolejny zmuszając Bonda do podjęcia decyzji. Tym bardziej, że na jaw wychodzą kolejne fakty, całkowicie zmieniające ogląd sytuacji. James musi wybierać nie tylko między zaufaniem, a wyuczoną nieufnością, ale również między prywatnym szczęściem i ochroną świata przed szaleńcem. Będzie mu w tym towarzyszyć agentka 007, jego następczyni w MI6, ale nie pomoże mu podjąć właściwej decyzji. Sam będzie się musiał zmierzyć z tym, co przyniosło mu życie. I to będzie najtrudniejszy test w całej jego karierze.
Powiem tylko tyle, że na koniec się popłakałam.
Warto zobaczyć.