Historia Beaty.
Nie wierzyłam gdy koleżanki opowiadały mi o swoich kolejnych dzieciach. O tym, że przy drugim czy trzecim nie zwracały uwagi tak bardzo, nie przybiegały na każdy płacz, nie zajmowały się nimi całymi dniami. Myślałam o nich że są złymi matkami, którym po prostu już się nie chce. Ja za nic bym tak nie zrobiła!
A potem urodziłam Janka i okazało się, że to wszystko jest prawdą. Że drugie dziecko naprawdę zmienia perspektywę.
Najpierw była Anielka, nasza pierworodna. Przygotowywaliśmy się do jej przyjścia na świat na wszelkie możliwe sposoby. Przeczytałam setki poradników, kupiłam mnóstwo ubranek. Zwracałam uwagę na każdy drobiazg. Czy ściągacz pieluszki nie będzie ugniatał brzuszka? Czy śpiochy są z bawełny pochodzącej z ekologicznych, atestowanych upraw? A zabawki – czy nie mają szkodliwych farb lub nie zawierają toksycznych substancji? Każdą rzecz oglądałam na dziesiątą stronę zanim zadecydowałam czy będzie dobra dla maluszka.
Mój mąż trochę się ze mnie podśmiewał, ale sam też przejmował się nową rolą (kiedyś znalazłam w jego szafie poradnik „Jak być tatą”). Tak jak ja starał się zabezpieczyć nasze maleństwo przed wszystkim złem, które mogło je spotkać. Ostre krawędzie. Łóżeczko, skręcone dokładnie według instrukcji. Wózek, przewijak… każda rzecz musiała przejść przez kontrolę i zyskać jego aprobatę.
Anielka urodziła się zdrowa (10/10!) i szybko pojawiła się u nas w domu. Wtedy się zaczęło. Karmienie, zgodnie ze wszystkimi naukami położnych i siedmioma różnymi poradnikami. W wyznaczonych porach oczywiście i w ilości zalecanej w książce. Odciąganie pokarmu, żeby miała na potem jak przyjdzie potrzeba. Kołysanie przy każdym zakwileniu. Sprawdzanie pieluszek co kilkanaście minut, żeby nie było jej mokro i niekomfortowo.
Jednym słowem poświęciłam wszystko dla Anielki. Chwile czasu, które miałam dla siebie były jak wyrzut sumienia. Nawet jak szłam pod prysznic, to co chwilę zakręcałam wodę, żeby posłuchać czy dziecko nie płacze. Nie wychodziłam z domu, gdy pogoda była niepewna, żeby nie narażać go na zimne powietrze lub deszcz. Całe moje życie zostało podporządkowane dziecku. Zapomniałam co to przyjemności i czas wolny. Zapomniałam jak to jest się wysypiać. Każda drzemka była wyrzutem sumienia. Przecież mogłam ten czas spędzić z małą…
Perspektywa zmieniła mi się po urodzeniu Janka. Przede wszystkim okazało się, że nie mam już tyle czasu, żeby zajmować się drobiazgami. Nie mogłam go marnować na głupoty, bo nie zdążałam z ważniejszymi rzeczami. Miałam dwójkę dzieci, które wymagały mojej uwagi i opieki.
Drugą cenną rzeczą było doświadczenie. Przy Anielce nie umiałam nic – wszystkiego musiałam się nauczyć od nowa. Przewijania, karmienia, usypiania. Było to bardzo stresujące, bo zanim doszłam do wprawy strasznie się denerwowałam, że coś robię nie tak jak trzeba, albo nie umiem sobie poradzić. Przy Janku wszystko szło mi jak z płatka. Zmiana pieluszki? 2 minuty! Usypianie? 7 sprawdzonych sposobów! To dało mi dużą pewność siebie. Wiedziałam, że jak poradziłam sobie przy pierwszym dziecku, to przy drugim też dam radę.
Zaczęłam też mniej przejmować się wszystkimi „dobrymi radami” cioć, babć i wujków, dotyczącymi wychowywania i pielęgnowania dziecka. Zaufałam swojej matczynej intuicji i mojej mamie, która bardzo pomagała mi w pierwszych dniach. To ona ułatwiła mi spojrzenie na wszystko z innej strony.
Gdy ja się urodziłam nie było tysiąca różnych udogodnień: super-sterylnych butelek, gotowych odżywek bez glutenu i preparatów do sprzątania zabijających 100% bakterii. Nikomu nie przyszło na myśl, żeby codziennie dezynfekować rzeczy w pokoju dziecka (co ja robiłam przy Anielce). Wspomnienia mamy sprawiły, że zyskałam dystans do tego co się działo.
Z drugiej strony brakowało mi czasu. Opieki domagały się dwa maluchy, a liczba obowiązków właściwie nie uległa zmianie. Musiałam z czegoś zrezygnować by zdążyć ze wszystkim i jeszcze móc poświęcić każdemu z nich tyle samo uwagi.
Zrozumiałam moje koleżanki. Nie były złymi matkami, były zapracowanymi matkami. W którymś momencie też uznałam, że nie muszę być perfekcyjna. Wystarczy że będę dobra. I tym kieruję się teraz w życiu.
Nie mam poczucia winy, gdy umawiam się na kawę ze znajomymi w kawiarni i zabieram ze sobą małego. Częściej wychodzę, nie przejmując się pogodą. Zawijam Janka w kocyk, stawiam pelerynkę i jedziemy na spacer. Przynajmniej się zahartuje. Nie przejmuję się każdym kichnięciem, kaszlnięciem i wysypką. Najczęściej mijają po kilku dniach.
Sprzątam tyle co dawniej, piorę w normalnym proszku, gotuję ze zdrowych produktów, ale nie biegam po całym mieście by kupić ekologiczną marchewkę. Jak nie mam siły lub czasu to nie robię obiadu. Nie przejmuję się jak czasem dzieci zjedzą coś ze słoiczka, a my zamówimy pizzę. Zyskałam dystans i spokój.
Mam czas by usiąść i popatrzeć jak rosną moje maluchy, by pobawić się z nimi lub zagrać w grę. To chwile, których nie zamieniłabym na żadne życie według poradnika dla młodych rodziców. Najważniejsze to nie dać się zwariować! Przecież bycie rodzicem każdy z nas ma we krwi i intuicyjnie wie jak zapewnić swojemu dziecku dobre warunki do rozwoju.
A jak jest różnica między pierwszym a drugim dzieckiem z Twojej perspektywy?