Bezstresowe wychowanie. Jesteś na TAK czy NIE?

Kiedy jeszcze nie miałam dziecka dużo słyszało się o tzw. bezstresowym wychowaniu. Zawsze ciekawiło mnie to zjawisko. Pojęcie bezstresowego wychowania robi karierę od lat. Wywodzi się z koncepcji psychologicznych powstałych w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, według których dziecko powinno wychowywać się w warunkach psychicznego komfortu, by rozwijać w pełni swój potencjał. Obecnie niestety bezstresowe wychowanie jest często rozumiane opacznie, jako umożliwianie dziecku robienia wszystkiego, na co ma ochotę. Jak zachować równowagę pomiędzy nie narażaniem dziecka na niepotrzebny stres, a rozsądnym wychowaniem?

Można powiedzieć, że obecnie bezstresowe wychowanie padło ofiarą czarnego PR-u. Często widząc nieznośnie zachowujące się w sklepie dziecko, które terroryzuje rodziców i otaczające je osoby mówimy “o, wychowywane bezstresowo”. Tymczasem samo założenie takiego wychowania polega na tym, by nie serwować dziecku niepotrzebnego, patologicznego stresu. Częścią tych praktyk jest wyraźne wyznaczanie granic, ponieważ ich brak jest dla dziecka właśnie źródłem obaw i niepokoju. Warto pamiętać o potrzebach dziecka na przykład trafnie wybierając przedszkole tak, by znalazł się tam na przykład jeden znajomy z piaskownicy, nie stosować upokarzających praktyk w stylu “nie wstaniesz od stołu, dopóki nie zjesz”.  Szacunek dla dziecka to uważne przyglądanie się jego potrzebom i pragnieniom, by w rozsądny sposób je spełniać. Często efektem takiego działania jest większy wgląd w potencjał dziecka i rozwijanie jego talentów. Czy zabraniać mu godzinami grać na dziecięcym pianinku, nawet jeśli nas to denerwuje? Nie. Może rośnie nam w domu jeśli nie wybitny muzyk to chociaż zdolny amator!

Bezstresowe wychowanie może nieść ze sobą też pewne zagrożenia. Życie generalnie jest pasmem stresu, powodowanego przez rzeczy i wydarzenia zarówno błahe jak i poważne. Próba usuwania “kłód spod nóg” dziecku może przynieść więcej szkody niż pożytku. Według niektórych badań stres wcale nie jest tak niekorzystny dla zdrowia, jak nam się wydaje, co więcej potrafi pełnić funkcję przystosowawczą i wzmacniającą. Nie dotyczy to osób, które są głęboko przekonane, że stres jest dla nich niekorzystny. Może zatem warto zmienić swoje wyobrażenie o stresie, a, co za tym idzie, o jego wpływie na rozwój dziecka?

Wychowując je bezstresowo narażamy je poniekąd na dwa niebezpieczeństwa. Takie jest moje zdanie. Jestem ciekawa Twojego? Pierwsze to nieprzystosowanie do realiów życia, które niesie ze sobą obecnie permanentny, nie zawsze patologiczny, ale wciąż istniejący stres. Będzie to stres w szkole, w grupie rówieśników, w przyszłości w pracy czy relacjach partnerskich. “Wydelikacone” dziecko może przeżywać zwykłe, codzienne napięcie, jako bardzo silny niepokój, co może prowadzić do stanów lękowych i depresyjnych. Drugie zagrożenie to egocentryzm. Rodzice nadmiernie skupieni na potrzebach dziecka wychowują człowieka, który sam będzie stawiał się na pierwszym miejscu, odsuwając od siebie myśli o potrzebach innych ludzi. Może to powodować poważne problemy w grupie rówieśniczej, szkole czy w pracy. Jak więc wyważyć pomiędzy wychowaniem metodą “twardych zasad” a wychowywaniem bezstresowym. Gdzie znaleźć ten złoty środek? 

Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania na ten temat. Bezstresowe wychowanie jesteś na TAK czy NIE?

Zapraszam do komentowania i dyskusji. Temat nie jest błahy i wiele z nas nie wie jak znaleźć ten złoty środek.

Bezstresowe wychowanie. Jesteś na TAK czy NIE?
5 (100%) 5 głosów

Udostępnij:

9 comments

  1. Ciężko jest wychowywać dzieci, a już na pewno ciężko wychowywać je bezstresowo w dzisiejszym świecie. Sama jestem matką trójki dzieci, do tego samotną i przyznam, że często stresujemy siebie nawzajem. Zastanawiam się, czy takie książkowe wychowanie jest w ogóle możliwe.

  2. Bezstresowe wychowanie – nigdy w życiu. Dziecko ma znać granice, ma reagować na zwracaną mu uwagę. Jeśli broi specjalnie i nie słucha – ponosi karę, jeśli bije, robi krzywdę np. psu ponosi karę adekwatną do czynu. Moja córka ma takie zachowania że potrafi ugryźć, uderzyć w twarz lub z całej siły pociągnąć za włosy. Próbowałam jej tłumaczyć niestety rozmowy nie przyniosły żadnego rezultatu. Teraz jeśli ona robi mi krzywdę to jej oddaję, delikatnie pociągnę za włosy i pytam czy zabolało bo mnie bolało. Oczywiście nie biję po twarzy ale czasem po łapkach dostaje. To zaczęło skutkować, przestała być mnie i zawsze się zastanowi zanim coś zrobi a jak zrobi to od razu przeprasza i się tuli żebym nie zareagowała. To są trudne momenty ale jeśli dwulatkowi pozwoli się wejść na głowę to co potem? Teraz idzie do przedszkola i mam obawy jak będą wyglądały z dziećmi bo do tej pory siedziała z nianią z którą była naprawdę grzeczna ale na bawialni widzę jak zachowuje się do rówieśników, nie umie się bawić w grupie, nie umie się dzielić zabawkami, reaguje agresją gdy ktoś bierze zabawki którymi ona się bawi… Mam nadzieję że przedszkole pozytywnie na nią wpłynie bo jest bardzo odważną i otwartą dziewczynką.

    1. Wyraźne wyznaczanie granic jest bardzo ważne. To ich brak jest dla dziecka właśnie źródłem obaw i niepokoju.Bardziej jednak doradzam dialog i komunikację z dzieckiem. Cierpliwość jest ważna. Dwulatek to ciężki okres to przetrwania. Ponoć przedszkole to kolejny etap, w którym nasze dzieci uczą się funkcjonować w grupie rówieśniczej.

      1. Ale wyznaczanie granic biciem? Dawanie po łapach i oddawanie dziecku?
        To chyba nazywa się przemoc………

        1. Osobiście nie jestem za karaniem dziecka ani nagradzaniem za jego zachowanie. Tym bardziej stosowaniem przemocy. Dialog jest ważny i wyznaczanie granic też. Natomiast bardziej skupiałabym się na komunikacji z dzieckiem. Nie jest to łatwe zwłaszcza jeśli chodzi o dwulatka. Trzeba jednak wykazać się dużą cierpliwością i zrozumieniem.

  3. Zgadza się ważna jest równowaga jaką trzeba zachować mam trójkę dzieci 3 letnia córka i 2 letnie chłopaki bliźniaki -trochę jestem tym przerażona iż ja w domu mogę wychowywać dzieci bez stresu ale co dalej co im przyniesie życie …przed nami przeczkole -tam też będą narażone na stres nowa sytuacja jak sobie poradzą. Nie jestem na tak ani na nie postaram się wypośrodkować – może znajdziemy ten złoty środek 🙂

  4. Nie mając dzieci byłam wielką idealistką dotyczącą wychowywania.
    Teraz mam dwójeczkę i z czystą szczerością stwierdzam że złotego środka na wychowanie nie ma 🙂
    Należy jednak bardzo się starać aby być blisko tego złotego środka.
    Jesteśmy jednak tylko ludźmi i czasami nasz stres i zmęczenia sprawia że popełniamy błędy wychowawcze lub zachowujemy się nie tak jakbyśmy chciały.
    Zgadzam się jednak że my jako rodzice powinniśmy dbać o psychiczny komfort dziecka a to wcale nie oznacza że mamy pozwalać mu na wszystko bo psychiczny komfort to dla mnie pojęcie także dalekosiężne , przyszłościowe.
    Stałe zasady i normy wprowadzane przez rodziców dają dziecku poczucie bezpieczeństwa.
    Stres? Stres dziecko mieć musi ale odpowiedni dla jego wieku i godności.
    Nie należy moim zdaniem zapewniać dziecku stresu typu straszenie, terroryzowanie, poniżanie czy szantaż emocjonalny.
    Na jaki stres wobec tego narażam moje dzieci? A np. taki że 2,5 letniemu synowi pozwalam na kłótnie z rówieśnikami i czekam aż sam rozwiąże swój problem , nie interweniuję wcale- chyba że zabawa grozi rękoczynami 🙂 Moim zdaniem taka kłótnia o samochodzik to dla dwulatka odpowiedni stres,taka sytuacja rodzi w nim skrajne emocje z którymi musi nauczyć się sobie radzić.
    Moim zdaniem pozwalanie na takie małe stresy kształtuje pozytywnie małego człowieka na przyszłość. Dziecko musi od małego rozumieć że ludzie są różni, mniej i bardziej układni i że z różnymi charakterami będzie dziecku dane obcować całe życie.
    Nie uchronimy dziecka w każdej sytuacji, dziecko pójdzie do przedszkola , do szkoły a nas tam nie będzie. Naszą rolą jest obserwować, tłumaczyć , podpowiadać ale i uczyć aby dziecko radziło sobie samo.
    Mało tego, niedawno mój mąż będąc z synem w poczekalni u dentysty obserwował jak starszy chłopiec podchodzi do naszego dziecka i w agresywny sposób zabiera mu zabawki, popycha go i przezywa. Syn był zdziwiony i z wrażenia oddawał zabawki ale kierował ciągle pytający wzrok na mojego męża, widać było że ma pomysł na rozwiązanie sytuacji ale nie wie czy może.
    Ku mojemu oburzeniu(w pierwszej chwili) mój mąż podpowiedział synowi aby ten się nie dał i jeżeli nie ma ochoty to zabawki oddawać nie musi.
    Nie byłam pewna czy to była dobra podpowiedz ale okazało się że czasami męskie rady są niezastąpione 😀
    Nasz maluch wypiął klatę, zasłonił zabawkę i zdecydowanie krzyknął do starszaka : Nie! Siooo! Nie dam!
    Starszak odpuścił 🙂
    I tak można by było radzić, gdybać, teoretyzować i mądrzyć się ale moja teoria na ten temat jest taka : dziecko należy kochać i szanować , troszkę przewidywać czym na przyszłość będą rzutować nasze nauki ale przede wszystkim zastanawiać się jak ja jako osoba dorosła czułabym się tak czy inaczej potraktowana, co mogłoby mi pomóc poczuć się lepiej itd.
    Dziecko to też człowiek, mały ale jednak 🙂

    1. Bardzo trafnie to ujęłaś. Zgadzam się. Czytelniczki piszą mi, że mają problemy zwłaszcza z dwulatkami, gdzie na wszystko jest odpowiedź nie i histeria. Ich zdenerwowanie i brak cierpliwości powoduje, że wybuchają i są bezradne. Cierpią na tym dzieci, które w tym wieku chcą wykazać swoje odrębne ja i decydować o wszystkim. W takim przypadku dla mnie komunikacja z dzieckiem jest bardzo ważna i tłumaczenie rzeczywistości. Jak powinny postępować w takich sytuacjach Twoim zdaniem?

      1. Chyba nie podpowiem żadnego idealnego rozwiązania.
        Moje starsze dziecko ma dopiero 2,5 roku.
        Jednak już jakieś wnioski wyciągnęłam bo ” ciężki czas” zaczął się u syna kiedy miał już ok 1,5 roku.
        Czasami byłam już koszmarnie zmęczona, wściekła i wątpiłam że moja cierpliwość i tłumaczenie kiedykolwiek przyniesie jakiś skutek,
        Czasami myślałam że poszczególne zachowania już nigdy się nie skończą.
        Czasami już nie wiedziałam czy on robi mi na złość czy na prawdę nie rozumie czego nie może albo czego od niego wymagam.
        Jednak niektóre ” bunty” odchodziły w zapomnienie z dnia na dzień a niektóre stopniowo zanikały.
        W tej chwili nie jest jeszcze idealnie ale zauważyłam że syn już potrafi ocenić ton mojego głosu, czasami to już on musi odpuścić bo wie że nie odpuszczę i będę mu czegoś konsekwentnie zabraniać itd.
        Bardzo dobrym sposobem jest kucnąć/ klęknąć przy dziecku , tak aby twarz rodzica była na wysokości twarzy dziecka , w razie potrzeby przytrzymać dziecko za ramię i wtedy tłumaczyć.Oczywiście nie w trakcie ewentualnego ataku histerii tylko po.
        To działa, nie od razu ale działa.
        Teraz gdy mały rozrabia , buntuje się a ja przy nim kucam i tłumaczę on już wie że nie ma wyjścia, musi posłuchać a nawet odpowiada mi na pytania i na koniec rozmowy przytulamy się co odbieram jako ; sorry mama, zrozumiałem 🙂

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.