Historia Agaty.
O rany jaka ja byłam głupia! Teraz kiedy siedzę i patrzę na dwie kreski zastanawiam się jak to się stało. Bo to nie miało prawa się stać! Nie mnie! Nie chcę znów siedzieć w zafajdanych pieluchach! Przecież w lutym skończyłam 40 lat…
Najbardziej żal mi świata i możliwości, które się teraz otwierają. Przejdą mi koło nosa!
Przecież już zrobiłam swoje. Odchowałam dwójkę dzieciaków. Poświęciłam im swoją karierę i czas. Gdy nasze bliźniaki się urodziły, zrezygnowałam z pracy. Moja mama zawsze była nieobecna – pani doktor, która robiła karierę na uczelni. Obiecałam sobie, że moje dzieci nie będą biegały z kluczem na szyi. Że będą miały prawdziwy dom – ciepły, miły, przytulny, z mamą, która zawsze jest pod ręką. Z którą można się bawić, skakać i szaleć na placu zabaw.
Ja swoją mamę miałam tylko wieczorami, ale i tak musiałam być cicho bo pracowała. Oglądałam ją jak obrazek, bo nawet nie miała czasu przeczytać mi bajki. Nie przychodziła całować na dobranoc. Więc moje bliźniaki to wszystko miały w nadmiarze.
Gdy poszły do szkoły poczułam pewną ulgę. Świat przestał się kręcić wokół pieluszek, zabawek i nowych gier edukacyjnych. Dzieciaki zawarły nowe znajomości, zniknęły z domu na kilka godzin dziennie. To dało mi więcej wolnego czasu. Przez kilka tygodni odpoczywałam, porządkowałam rzeczy, sprzątałam. Ale coraz częściej myślałam o tym, że teraz czas bym to ja zaczęła się realizować. Robić to co lubię. Swoją rolę matki już odegrałam.
Jakiś czas temu skończył mi się urlop wychowawczy ale nie wróciłam do pracy. Mimo to kilka miesięcy temu odebrałam telefon od koleżanki z biura. Zaczynali duże zlecenie i potrzebowali sprawdzonych ludzi od marketingu. Właściwie z dnia na dzień zamieniłam rozciągnięte dresy na eleganckie garsonki. I odżyłam.
Czułam się jakbym dostała drugie życie. W końcu moja praca była doceniana, a nie kwitowana pogardliwym ty przecież siedzisz w domu cały dzień, nie masz po czym być zmęczona. W końcu podejmowałam ważne decyzje, zamiast zastanawiać się czy zrobić zupkę z marchwi czy z dyni i dlaczego ubranka tak strasznie zdrożały. Złapałam wiatr w żagle. Popłynęłam na szerokie wody i nawet mimo tak długiej przerwy udało mi się ominąć wszystkie rafy. Szef był zadowolony, koleżanki mogły na mnie polegać.
A ja rozkwitałam w biznesie. Zaczęłam dbać o siebie – bywać u kosmetyczki, robić manicure. Brałam udział w spotkaniach biznesowych, zapraszano mnie na robocze lunche. Słuchano co mam do powiedzenia. Liczono się z moim zdaniem. Czułam, że jestem tam gdzie powinnam być. Stałam się elegancką, dojrzałą, pewną siebie kobietą. Faceci (nawet ci młodsi!) oglądali się za mną na firmowych korytarzach. Byłam pełna energii i aż kipiałam pomysłami.
Zaczęłam realizować swoje pasje. Zapisałam się na kurs francuskiego i taniec latynoamerykański. Poznałam świetnych ludzi, z którymi po zajęciach biegaliśmy na piwo. Czułam się jak w czasach studenckich. Wolność, swoboda i tyle możliwości! Świat stał przede mną otworem, a ja korzystałam z tego bez ograniczeń.
Miałam poukładane życie, aż do momentu kiedy zaczęły mi się poranne mdłości. Od razu zorientowałam się co jest grane. Po prostu wiedziałam.
Kupiłam test. Babka w aptece patrzyła na mnie jak na emerytkę! Dziecko? W tym wieku? czytałam nieme pytanie w jej oczach. Chciałam się spalić ze wstydu!
Kreski są dwie. Patrzę na nie i nie wierzę własnym oczom. Mam 40 lat, przecież uważałam! Nie mogę sobie tego wybaczyć. To przekreśli moje całe życie i wszystkie sukcesy zawodowe.
Nie chcę rezygnować z pracy i wracać do niańczenia dzieci, zmieniania pieluch i wycierania nosów. Nie chcę znów spędzać czasu w piaskownicy i udawać że robienie babek z piasku to wspaniała zabawa. Wcale nie jest wspaniała. Jest durna! Podobnie jak dyskusje o kupkach i wysypkach! Nienawidzę ich!
Chcę robić duże projekty, być podziwiana przez innych, cieszyć się swoją czterdziestką. Nie mogę ugrzęznąć na następne kilka lat w domu, bo przed pięćdziesiątką nie będę miała gdzie wracać!
Nie chcę tego dziecka, nie chcę, NIE CHCĘ!!!
A Ty ile miałaś lat kiedy zaszłaś w ciąże?
Ja urodziłam synka tuż przed 40 urodzinami :), ale moja historia jest zupełnie inna, bo synek był długo wyczekiwany, po leczeniu niepłodności i poradzeniu sobie z poronieniem.
Kiedy ukończyłam 42lata zostałam mamą kolejny raz… 5 raz… Od kiedy ginekolog potwierdziła moje przypuszczenia pozytywna energia „trzyma mnie” do dzisiaj a córeczka we wrześniu skończy 4latka.Dużei( 21,19,17,16 lat) dzieci?kochają swoją siostrę bardzo a?”przy okazji” doświadczają jakie to wyzwanie mieć i wychować dziecko. Mój cudowny mąż jest dla mnie oparciem a dla dzieci wymarzonym tatą… I tak to chyba powinno(bez względu na wiek) być kiedy ludzie się kochają…
W samo sedno.
Nikt jeszcze nie dodał komentarza… chyba nikt, tak jak ja, nie wie co napisać… i co teraz będzie z Agatą i Maleństwem? Jest tyle „możliwości”, ale żadna nie przechodzi mi przez gardlo… oprocz jednej-pokochaj je Mamo…