Po latach spotkałam swoją miłość z podstawówki

Historia Lilki.

Czy to możliwe, żeby po 40 latach natknąć się w supermarkecie właśnie na niego? By od podstawówki, gdy nasze drogi się rozeszły, spotkać się tak nagle, niespodziewanie, w sklepie, w którym co tydzień robię zakupy? Myślałam że takie rzeczy to tylko w romansach…

A tu jednak nie!

Marcin był moją wielką miłością w podstawówce. Mój pierwszy chłopak. Chodziliśmy ze sobą, kradliśmy sobie pocałunki w szatni, przysięgaliśmy miłość do grobowej deski i „na wieki”. On zapraszał mnie na pączki do pobliskiej cukierni. Pamiętam ich smak do dzisiaj – z prawdziwym dżemem truskawkowym lub z różą. Pani Halinka zawsze puszczała do niego oko, gdy prosił o jednego dla siebie i drugiego dla swojej dziewczyny. Potem zjadaliśmy je śmiejąc się z białych wąsów, które cukier puder zostawiał nam pod nosem. Cudowne, beztroskie chwile i dziecięca miłość, która niby szczeniacka, a jednak taka prawdziwa…

Potem nasze drogi się rozeszły, poszliśmy do innych szkół. Ja po studiach wyszłam za mąż i szybko na świat przyszły kolejne dzieci: Janek, Tomek i Ola.

Moje życie nie było usłane różami. Mąż odszedł do innej, a ja zostałam z trójką buntujących się nastolatków, którzy nie rozumieli dlaczego ojciec ich nagle zostawił. Dużo rozmawialiśmy i jakoś przeszli przez ten okres. Chociaż było ciężko, udało mi się przekazać im pewne wartości i dać miłość. Teraz sami mają rodziny, a ja z radością patrzę na ich zakochane spojrzenia. I zazdroszczę im tego.

Bo ja wciąż jestem sama. Odkąd mąż odszedł nie spotkałam nikogo, kogo zainteresowałaby matka z trójką dorastających dzieci, a później rozwódka bez zobowiązań. Moje dzieci, zwłaszcza Ola, namawiały mnie cały czas do ułożenia sobie życia z kimś innym. Próbowałam, ale nic z tego. Przelotne spotkania zazwyczaj kończyły się niezobowiązującą rozmową, portal randkowy to była jakaś porażka. Zrezygnowałam i stwierdziłam, że już chyba do końca życia będę sama, kiedy w markecie wpadłam właśnie na niego.

Czy się zmienił? Oczywiście. Po 40 latach nikt nie wygląda tak samo. Zaczepił mnie przystojny facet, z bujną lecz posiwiałą czupryną i niezapomnianym błyskiem w oku.

– Przepraszam, Lilka? – usłyszałam za plecami. Obróciłam się i zobaczyłam go. Na początku nie mogłam skojarzyć, ale gdy rozpoznał mnie i uśmiechnął się już wiedziałam kto to. Marcin, tyle lat! Właściwie rzuciłam mu się na szyję, nie zwracając uwagi na ludzi obok i to co sobie pomyślą.

– Dasz się zaprosić na pączka? – spytał z łobuzerskim uśmiechem.

– No wiesz, na pączka może nie, bo muszę dbać o linię w tym wieku, ale na kawę? Czemu nie! – odpowiedziałam. W brzuchu zatańczyły młodzieńcze motylki. Coś jednak jeszcze zostało z tamtych lat.

Usiedliśmy w pobliskiej kafejce nad małą czarną i Marcin rozpoczął swoją opowieść. Był żonaty, ale w małżeństwie mu się nie układało. Przechodzili z żoną kryzys, próbowali się dogadywać u psychologa, ale Marcin wydawał się wątpić w skuteczność terapii małżeńskiej. – – Mam wrażenie, że to wyciąganie sobie brudów pod okiem obcej osoby – podsumował i spuścił wzrok. Było mi przykro patrzeć na jego smutek. Gdy zapytał co u mnie, opowiedziałam mu swoją historię. Studia, mąż, dzieci, rozwód, matka-Polka na dwa etaty i wreszcie syndrom pustego gniazda i samotna „seniorka”.

Marcin przyglądał mi się uważnie, aż zaczęłam żałować że nie zrobiłam pełniejszego makijażu i nie byłam dawno u fryzjera.

– Jesteś piękna jak zwykle, tak jak cię zapamiętałem – powiedział wreszcie a ja wręcz oszalałam z radości. Gorąca krew w żyłach zagrała. Znów poczułam to „coś”, to co czułam zamykając oczy i dając mu buziaka w szkolnej szatni.

Żałowałam że on musi już iść, ale czas płynął nieubłaganie. Wymieniliśmy się telefonami, obiecaliśmy do siebie zadzwonić.

Mój telefon rozdzwonił się już wieczorem. Marcin proponował kolejne spotkanie na kawie. Potem zaprosił mnie do kina. W kolorowej paczuszce, którą wręczył mi przed salą przyniósł… pączka z cukrem pudrem i różą! Zjadłam go całego, a on śmiał się z moich pudrowych wąsów. Zaczęliśmy się regularnie spotykać.

Gdy potrzebowałam męskiej ręki dzwoniłam do niego. Zawsze mi doradził, zawsze pomógł. Ja słuchałam jego zwierzeń o kryzysie małżeńskim. Opowiadał mi że nie dogaduje się z żoną, że stara się zrozumieć o co jej chodzi, ale nie potrafi. Starałam się mu pokazać punkt widzenia kobiety, ale ten temat wpędzał go w smutek.

Miesiąc po naszym niespodziewanym spotkaniu wziął mnie za rękę, popatrzył w oczy i powiedział, że mnie kocha i nigdy nie przestał. Popłakałam się jak dziecko. Czułam to samo. Następnym razem spotkaliśmy się u mnie, sam na sam. Bałam się, ale zaakceptował mnie taką jaka byłam. Nigdy męski dotyk nie był tak elektryzujący jak wtedy.

Po trzech miesiącach spotkań zaryzykowałam i zaprosiłam go na obiad razem z moimi dzieciakami. Przyjechali wszyscy z rodzinami. On – elegancki, pod krawatem, szczupły, z tym czarującym uśmiechem… Swobodnie rozmawiał z synowymi i bawił się z wnukami. Ola puściła mi „oczko”, a w kuchni, na osobności, zaraz zapytała: – Czy ty przypadkiem się nie zakochałaś? Nowa sukienka, fryzura, zrobione paznokcie? Mamo, kto to jest? Zaraz mi tu wszystko opowiadaj!

Obiecałam że opowiem wieczorem. Gdy Marcin poszedł wyjaśniłam moim dzieciom kim był ten sympatyczny pan, powiedziałam skąd się znamy i jak to wszystko wygląda. Ola zaczęła bić brawo i uściskała mnie, chłopaki byli bardziej powściągliwi.

– Mamo, on jest żonaty – zauważył Janek delikatnie dając mi do zrozumienia, że rozbijam czyjeś małżeństwo. – Rozumiem, że jesteś samotna i miło ci było spotkać miłość ze szkolnych lat, ale bądźcie dorosłymi ludźmi. Już nie jesteście dzieciakami.

Mój dobry humor prysł jak bańka mydlana. Janek miał rację, daliśmy się porwać euforii i dawnym wspomnieniom.

Czy mam prawo do szczęścia i walczenia o swoje? Czy powinnam zrezygnować, po raz drugi porzucając moją miłość i zostawić go z kobietą, która go nie kocha? Wiem jak czuje się zdradzona żona, bo sama przesz to przeszłam. Czy mam prawo zafundować to samo jakiejś innej kobiecie?

Czy powinnam zgasić tę miłość, która już zdążyła się rozpalić na nowo – tym razem dojrzała, pełna, dorosła…?

Po latach spotkałam swoją miłość z podstawówki
2.5 (50%) 60 głosów

Udostępnij:

1 comment

  1. Moja mama miała podobną historię do tej pani 🙂 Bardzo romantyczna historia. Niestety w przypadku mamy, dawna miłość wróciła do żony a mama odchorowała to depresją. Nie jest prosta ta miłość.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.