histeria w żłobku
mój syn ma 2 lata. w tym roku zapisaliśmy Go do żłobka. Powód? Nie ma kontaktu z dziećmi ( w rodzinie brak dzieci, na placach zabaw dzieci są albo nie) i nie mówi, wszystko pokazuje, z dziećmi na placach zabaw udaje mu się porozumieć. Lekarz stwierdziła, że żłobek może być dla niego dobrym rozwiązaniem, ponieważ mogłoby go to zmotywować (ponoć my zbyt ulegamy dziecku i nie zmuszamy go do mówienia, a dzieci to zrobią).
Pierwszy dzień w żłobku: weszliśmy, uśmiechnięty, radosny, machał rączkami mało nie odfrunął. weszliśmy na salę, popędził do zabawek. Pani przedszkolanka powiedziała, żebyśmy wyjść, bo się zabawił. Wyszłam, Po 15 minutach słyszę płacz. Wychodzi przedszkolanka, prosi o smoczek. Daję. płacz i płacz…. Pytam wychodzącej przedszkolanki czy wejść. Odpowiedź: absolutnie nie, próbujemy go zabawić. 40 minut później wychodzi przedszkolanka i mówi, żeby zabrać dziecko, bo nie są w stanie go uspokoić, a cały czas spędziło w łazience, bo tak płakało, że wymiotowało czego w domu nigdy nie robił (wcześniej mówiła, że go zabawia? gdzie i jak? osobna historia, bo później na temat tej Pani wiele słyszałam).
Aktualnie jest tak, że dziecko wpada w histerię już kilometr przed żłobkiem kiedy drogę poznaje. Zmiana trasy nic nie wniosła. na sali (jak uda się tam wejść) jest tylko płacz i ciąganie za rękę do drzwi, nawet oknem chciał wychodzić. Innej Pani przedszkolance pozwolił do siebie podejść. Na widok naszej „ulubionej” histeria osiąga apogeum i są wymioty.
Co robić?
Jak sobie poradzić?
Postanowiliśmy odczekać z pół roku i spróbować ponownie, może w grupie przedszkolnej, ale liczyliśmy że ruszy z mowa między dziećmi.
Inne dzieci też plączą ale nie wygląda to tak jak u nas
Proszę o pomoc